Dzisiejszy wpis jest o tym, co w kolekcjonowaniu jest najprzyjemniejsze, a więc o odkrywaniu historii. Rok temu kolega podesłał mi zdjęcie medalu, o którym przypuszczał że jest nieznany. Taka deklaracja w sposób oczywisty pobudza wyobraźnię i motywuje do szukania informacji na temat obiektu. Szybko okazało się, że medal jednak znajdował się w kolekcji Hutten-Czapskiego, w tomie drugim pod pozycją 3545. Udało się także znaleźć dwa notowania w Warszawskim Centrum Numizmatycznym. Pomimo tego, że medal jest wykonany w formie żeliwnego odlewu osiągał dość wysokie ceny. Pierwszy egzemplarz w ładnym stanie został sprzedany w 2008 roku za 3.300 zł. Jego zdjęcia ilustrują ten wpis. Drugi wyraźnie gorszy został sprzedany w 2015 roku w cenie 1456 zł. Przedstawione wyniki aukcyjne świadczą jednoznacznie o tym, że mamy do czynienia z medalem rzadkim. Tym bardziej, że medal nie występuje w bazach antykwariatów Niemczyka i Damiana Marciniaka. Mogła to być tylko dodatkowa zachęta do dalszych poszukiwań.
Punktem wyjścia był oczywiście opis Hutten-Czapskiego oraz sama symbolika przedstawiona na medalu. W katalogu padła sugestia, że data 1820 może się odnosić do regulacji górniczych, wprowadzonych w tym roku przez sejm Królestwa Polskiego. Dlatego próbę rozszyfrowania medalu rozpocząłem od jego rewersu. Widoczny jest na nim arkusz papieru ze wspomnianą datą, który jednak zwinięty jest w ten sposób, że nie prezentuje żadnej treści. Orzeł trzyma w szponach szarfę z charakterystycznymi dla symboliki górniczej młotkami. Po prawej stronie orła, a lewej medalu znajduje się trudny do interpretacji motyw, który w moim przekonaniu najprawdopodobniej jest fragmentem wyrobiska. Ścianą skalną, z której skuwany jest węgiel. Nie wykluczone jednak, że jest to opadające sukno.
Starając się zinterpretować rewers medalu przyjąłem, że karta papieru z datą wskazuje na jakiś dokument, który został wydany w 1820 roku. W moim przekonaniu słuszność miał Hutten-Czapski uznając, że jest to punkt wyjściowy do interpretacji znaczenia całości. Dlatego też uznałem, że chodzi o medal upamiętniają jakiś dokument wydany w związku z górnictwem. Wstęga mogła sugerować, że chodzi o otwarcie czegoś – np. budynku lub instytucji.
Nie było innego wyjścia jak tylko zanurzyć się w lekturę dotyczącą górnictwa w Królestwie Polskim. Z pomocą przyszła mi wydana przez PAN w 2008 roku książka Andrzeja Wójcika, Zachodni okręg górniczy – studia z dziejów geologii i górnictwa w Królestwie Polskim. Jej ważnym atutem była darmowa dostępność w internecie. Dowiedziałem się z niej, że naczelną władzą nad górnictwem i hutnictwem rządowym była Główna Dyrekcja Górnicza w Kielcach, która została utworzona w 1816 roku i podlegała pod Komisję Rządową Spraw Wewnętrznych i Policji. W tym samym roku powstała Szkołą Akademiczno-Górnicza w Kielcach, którą dziesięć lat później przeniesiono do Warszawy. Tak więc medal raczej nie powinien wiązać się z żadnym z tych wydarzeń.
Dyrekcji podlegały państwowe przedsiębiorstwa górnicze i hutnicze oraz dobra ziemskie, które miały wspierać utrzymanie górnictwa. Były one rozlokowane w różnych częściach Królestwa, niekiedy bliskich, a niekiedy dość odległych od Kielc. Dlatego w ramach Dyrekcji utworzono tzw. dozorstwa, które sprawowały lokalny zarząd na przedsiębiorstwami. Jeszcze w 1816 roku utworzono Dozorstwa Midzianogórskie, Olkusko-Siewierskie, Suchedniowskie, Samsonowskie i Pankowskie. Dozorstwo Bzińskie powstało w 1818 roku, a rok później Dozorstwo Starachowicko-Brodzkie. Wreszcie w 1820 roku powstało Dozorstwo Białogońskie, a rok później Dozorstwo Radoszyckie.
Kiedy dotarłem do tej informacji wszystko ułożyło się w logiczną całość. Widoczny na rewersie medalu dokument, to symboliczne przedstawienie ukazu powołującego do życia Dozorstwo Białogońskie. Co oczywiste podlegała pod nie huta w Białogonie, ale także odległa o niecałe 10 km. huta w Niewachlowie. To wyjaśnia także powód dla którego medal wykonany był właśnie w Białogonie, a nie w Mennicy Warszawskiej. W momencie wykonania nakładu inspektorem Dozorstwa był radca hutniczy Gotthold Klemm, a zawiadowcami huty w Bialogonie Franciszek Protschkar i Ernst Kaden. Przypuszczalnie ktoś z tej trójki był inicjatorem powstania medalu. Projekt medalu z pewnością należy przypisać rysownikowi Głównej Dyrekcji Górniczej w Kielcach Augustowi Chartron, czego potwierdzeniem jest adnotacja na awersie: Chartron f.(ecit – przyp. J.S.)
Oprócz podpisu rysownika, na awersie medalu widać popiersie cara Rosji i króla Polski Aleksandra I. To co zwraca uwagę w tym dosyć klasycznym przedstawieniu, to niespotykana wręcz głębia portretu. Jeśli obróci się medal rantem do siebie, to można odnieść wrażenie, że jego powierzchnia przecina głowę cara na pół. Jest to głębia niemożliwa do osiągnięcia w przypadku medalu bitego stemplami. Autor koncepcji medalu doskonale wykorzystał tą przewagę odlewnictwa, dla stworzenia dzieła wyjątkowego. Udało mi się to docenić dopiero kiedy trzymałem medal w rękach i mogę po tym doświadczeniu śmiało powiedzieć, że efektu nie da się prawidłowo oddać na dwumiarowym zdjęciu. Obok poprzedniego akapitu zaprezentowane jest zdjęcie medalu w sztucznym świetle, rzuconym nieco pod kątem tak aby powstały cień dał lepsze pojęcie o jego trójwymiarowości, ale to nadal nie jest to samo co spojrzenie na niego na żywo.
Mając nadzieję, że udało mi się prawidłowo rozszyfrować zagadkę medalu, chciał bym jeszcze na chwilę wróci do opisu Hutten-Czapskiego. Moją uwagę zwrócił fakt, że nie podał on widocznego na awersie nazwiska rysownika, jako autora medalu. Biorąc pod uwagę skrupulatność w relacjonowaniu treści medalu wydało mi się to dziwne. Zerknąłem więc z ciekawości na planszę prezentującą medal, żeby odkryć rysunek awersu różniący się od tego, który widziałem na medalu. Popiersie rozciągnięte jest na całej wysokości i rzeczywiście brakuje sygnatury rysownika. Rewers oddany jest wiernie i nie różni się od tego który widziałem na zachowanym medalu oraz zdjęciach z Warszawskiego Centrum Numizmatycznego. Oznacza to, że prawdopodobnie mamy do czynienia z dwoma różnymi wersjami awersu tego medalu. Pewnym potwierdzeniem tej okoliczności może być detal w postaci zapięcia szaty na ramieniu cara i króla Polski. Na rysunku w katalogu Hutten-Czapskiego zapięcie zdobione jest rozetą. Na prezentowanych wyżej zdjęciach widać jedną pionową kreskę. Być może jest to subtelne nawiązanie do cyfry przy imieniu Aleksander, a być może niepotrzebnie doszukuję się dodatkowych znaczeń tam, gdzie ich nie ma.
Czy możliwe jest aby przy tak rzadkim medalu istniały dwa wykonania? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, znów cofam się w katalogu części opisowej. Znajduje się w niej informacja, że egzemplarz ze słynnej kolekcji odlany jest z mosiądzu, cyzelowany i srebrzony. Dalej podana jest informacja o przypuszczalnym znaczeniu medalu oraz adnotacja, że występują także odlewy żeliwne. Być może odlew mosiężny i żeliwny posiadają inny wizerunek awersu. Odpowiedź na to pytanie łatwo było by uzyskać sięgając do zbiorów zgromadzonych w Muzeum słynnego kolekcjonera.