W ostatnich dniach Damian Marciniak na kanale swojego domu aukcyjnego umieścił film, w którym na przykładzie banknotów Wolnego Miasta Gdańska opowiada o konieczności zachowania w świecie kolekcjonerskim dystansu do własnej wiedzy. Film linkuję na końcu tego wpisu. Warto go obejrzeć, bo sam kilkukrotnie miałem podobne refleksje. Niejednokrotnie decyzję o licytowaniu (lub nie) podejmowałem ostatecznie na podstawie intuicji, a nie twardej wiedzy.
Podobny kłopot miałem ostatnio z dokumentem wystawionym na aukcji szczecińskiego antykwariatu Wu-El. Zgodnie z tytułem aukcji miała to być “Przepustka na jednorazową podróż z Poznania do Kościerzyny dla emisariusza powstańczego Jana Filipowskiego na Kaszuby“. Brzmi sensacyjnie i przez to atrakcyjnie. Cena wywoławcza 120 zł. wydaje się zupełnie akceptowalna. Jeśli jednak przyjrzeć się skanowi samego dokumentu można zwrócić uwagę, że przepustka ma numer 1.721, czyli dość wysoki. Podróż miała być jednorazowa z Poznania do Kościerzyny i dotyczyła Polaka z Francji. Można więc założyć, że dotyczyła kogoś kto wraca do domu, a nie emisariusza powstańczego. Czy emisariusz jechał by do Kościerzyny “na stałe“, jak wynika z treści dokumentu?
Założyłem jednak, że być może czegoś nie wiem i standardowy druk, nawet jeśli jest uzupełniony o standardowe informacje, nie daje pełnego obrazu sytuacji. Być może sekret dokumentu i wyjaśnienie całej sytuacji kryje się w nazwisku osoby wskazanej na przepustce. Z zaskoczeniem zauważam, że w dokumencie figuruje Jan Flisikowski, a nie Jan Filipkowski, jak zostało to podane dwukrotnie w opisie. Sprawdzam za pomocą Google powstańca Jana Flisikowskiego i nic szczególnego, a w zasadzie w ogóle nic, nie jestem w stanie na jego temat odnaleźć.
Możliwe jednak, że nadal czegoś nie rozumiem, ponieważ jeszcze przed rozpoczęciem aukcji dokument licytowany jest już do kwoty mniejszych kilkuset złotych. Być może coś przeoczyłem. Być może Jan Flisikowski jest jakąś szczególnie ciekawą ale mało znaną postacią Powstania Wielkopolskiego, o której akurat internet milczy. Dzwonię do kolegi, który ma o powstaniu daleko większe pojęcie i proszę o pomoc w wyjaśnieniu zagadki. Dowiaduję się jednak, że “głupich nie sieją…”
Ostatecznie dokument został sprzedany za 1.200 zł. (1.320 zł. z prowizją domu aukcyjnego). Tak więc nadal pozostaję w niepewności czy ja czegoś nie rozumiem, czy faktycznie głupich nie sieją. Czy ktoś umie wyjaśnić taki wynik aukcji? Jestem szczerze zaciekawiony.