Wpis poświęcony będzie akwareli oferowanej dzisiaj na jednej z zagranicznych aukcji. Pracy niezauważonej lub pominiętej przez Polish Art Corner – wyśmienity blog poświęcony polskim artystom na zagranicznych aukcjach. Dlaczego przypuszczam, że mogła być pominięta? Jest to anonimowa akwarela, stanowiąca szkic bitwy kawaleryjskiej, namalowana na odwrotnej stronie listu z 1839 roku. Akwarela jest niewyraźna, całość na 9,8 na 13,7 cm., a list na odwrocie został przycięty tak, żeby kartka została dopasowana do kompozycji. W konsekwencji spora część tekstu została przycięta i to co można odczytać, brzmi następująco:
[Pok]ładając zaufanie w patriotycznych uczuciach i chętnem […]
[poświę]ceniu swych usług dla ogólnego dobra obywatela An[…]
[…]zyńskiego; postanowiła zaprosić Go i niniejszem najup[rzejmiej]
[…]; ażeby raczył zająć miejsce [… g]ronie jako Członek
[…]a przybydź na posie[d…] 5ym Września r. b. o[…]
[…]łudnia odbydź s[ię…]e._
Na posiedzeniu Komisji w Paryżu przy ulicy
[Rue] St André des arts 54. Dnia 10 Września 1839 r._
[…] Krystyn Ostrowski K. Parczewski […]
Jak łatwo zauważyć, przycięte zostało imię i nazwisko adresata listu p. An[…] […]zyńskiego. Jak je rozpoznać? Punktem wyjścia musi być ustalenie nazwy przywołanego Komitetu. Znamy nazwiska dwóch jego członków i adres spotkań. Przy Rue Saint André des arts 54 w Paryżu siedzibę miała redakcja Pielgrzyma Polskiego, jednego z czasopism wydawanych przez Wielką Emigrację. Prywatnie było to mieszkanie Jana Olrycha Szanieckiego, w czasie powstania styczniowego ministra sprawiedliwości w Rządzie Narodowym. Na emigracji jedną z jego licznych aktywności było pełnienie funkcji prezesa Komisji Funduszów Emigracji Polskiej. Organizacji stawiającej sobie za cel zbieranie środków na pomoc socjalną emigrantom. Jej członkami byli także wymienieni w cytowanym liście Krystyn Ostrowski i Konstanty Parczewski.
Skoro rozszyfrowaliśmy już Komisję, do której zaproszony został adresat listu, pozostaje rozszyfrować jego nazwisko. Najlepiej sprawdzając listę jej członków pod koniec 1839 lub na początku kolejnego roku. Szczęśliwie w zasobach biblioteki cyfrowej Biblioteki Kórnickiej PAN opublikowana została odezwa Komisji z 21 lutego 1840 roku, opublikowana w związku ze śmiercią Jana Szanieckiego. Podpisali się pod nią wszyscy członkowie Komisji: Romuald Giedroyć, Antoni Oleszczyński, Napoleon Orda, Krystyn Ostrowski, Konstanty Parczewski i Wiktor Szokalski. Tym samym okazuje się, że tajemniczy An[…] […]zyńskiego to Antoni Oleszczyński, znany grafik. Absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu, który naukę kontynuował w Paryżu i Florencji. Znany głównie ze swoich miedziorytów wykonanych na zlecenie Leonarda Chodźki W konsekwencji samą akwarelę można identyfikować jako przypuszczalną pracę tego artysty. Zakładam, że posłużył się niepotrzebnym listem do sporządzenia szkicu.
Tegoroczny Jarmark Dominikański stał dla mnie zdjęciami. Udało mi się kupić niecałe dziesięć fotografii, z których większość związana była z pomorskimi formacjami wojskowymi. Jedną z nich była fotografia przedstawiająca ułana z 18 Pułku Ułanów Pomorskich. Bardzo mi się spodobała. Zaprezentowany na niej żołnierz pozuje w pięknym mundurze kawalerii, właściwym dla Wojsk Wielkopolskich. Stoi oparty o szablę, za pasem ma kaburę z pistoletem, a pewność siebie podkreśla trzymanymi w dłońmi skórzanymi rękawiczkami. Przepiękne zdjęcie, które mogło być nie tylko pamiątką służby ochotniczej ale także dumą dla rodziców portretowanego młodzieńca. Niestety zdjęcie było nieopisane, więc nie znałem daty jego wykonania. Postanowiłem podjąć próbę dowiedzenia się czegoś więcej. Poza mundurem cechą charakterystyczną zdjęcia był wystrój studia. Założyłem, że jeśli fotografia nie będzie wykonana w Grudziądzu ale w jakimś studio na szlaku bojowym pułku, to uda mi się je w choćby przybliżony sposób datować. Poszukiwałem więc innych zdjęć wykonanych w tym samym wnętrzu. Nie było to trudne. Za plecami ułana widać charakterystyczny obraz z psem i okno z secesyjną, dekoracyjną framugą. Dzięki pomocy zaprzyjaźnionego kolekcjonera dowiedziałem się, że jest to dekoracja zakładu fotograficznego A. Szarmacha z Grudziądza.
Dzięki temu szybko znalazłem inne zdjęcia wykonane w tej pracowni. Ku mojemu zaskoczeniu za każdym razem prezentowały one ułanów z 18 Pułku Ułanów Pomorskich, z szablą, kaburą u pasa i skórzanymi rękawiczkami w dłoni. Co więcej, jedno z nich opisane było jako pamiątka po dziadku, który służył w piechocie. Doszedłem w konsekwencji do przekonania, że zakład dysponował własnymi mundurami lokalnej formacji wojskowej, które służyły za dekorację dla osób pragnących wykonać sobie zdjęcie. Mogę się jedynie domyślać, że były to mundury żołnierzy którzy odeszli do rezerwy, a którym pozwolono zabrać ze sobą umundurowanie, które następnie odsprzedali przedsiębiorczemu fotografowi. Tym oto sposobem piękne zdjęcie ułana zamieniło się w piękne zdjęcie kawaleryjskiego munduru.
Kilka miesięcy temu oferowana była miniatura przedstawiająca urzędnika w surducie. Wedle opisu miał to być Antoni Erazm Moharewicz – konsul w Gdańsku. Jednak nie to było ciekawe w tej miniaturze. Przedstawiony na niej urzędnik nosi na szyi Order Świętego Stanisława III klasy, który dość wiernie oddaje szczegóły charakterystyczna dla krzyży tego orderu z okresu Królestwa Polskiego przed 1828 rokiem. Poza nim na miniaturowym portrecie widać także Order Świętego Włodzimierza, a może nawet mocno uproszczony Order Świętej Anny. Autorem małego dzieła był niejaki Milot w 1825 roku. Moją próbę zaspokojenia ciekawości rozpocząłem od poszukiwania informacji o konsulu Moharewiczu. Okazało się, że w rzeczywistości nazywał się Antoni Makarowicz (Макарович Антон Константинович) i w dniu 6 września 1818 roku otrzymał Order Świętego Stanisława trzeciej klasy. Był w tym czasie sekretarzem konsulatu rosyjskiego w Gdańsku. Dlaczego to relatywnie wysokie wyróżnienie otrzymał rosyjski urzędnik konsularny w zagranicznym wtedy mieście? Odpowiedź przynosi opublikowana 1909 roku korespondencja Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego. Wynika z niej, że w początku lat dwudziestych XIX wieku, ks. Konstanty powierzał Makarowiczowi wożenie do Petersburga dokumentów Rady Administracyjnej Królestwa Polskiego. Powierzenie tego zadania było co najmniej świadectwem dużego zaufania jakim był obdarzany.
W tym czasie konsulem rosyjskim w Gdańsku był Karl von Heydeken. Kiedy w 1824 roku objął placówkę w Genui, jego miejsce na stanowisku konsula objął Makarowicz. Ten ostatni zmarł przed 7 marca 1828 roku, a więc ostatecznie nie sprawował urzędu zbyt długo.
Co ciekawe, syn Antoniego Makarowicza, Ksawery Aleksander Makarowicz osiadł w Królestwie Kongresowym i na podstawie stanowiska zajmowanego przez jego ojca otrzymał w 1845 roku szlachectwo. Przyjął herb własny Makarowicz. Córka Antoniego Makarowicza – Klementyna, po ślubie przyjęła nazwisko Le Brun.
Punktem wyjścia dla tego wpisu jest oferta zdjęcia opisanego jako “Toruń Wojskowa organizacja RZŻ Odznaczenia“. Antykwariat oferujący zdjęcie kilka miesięcy wcześniej na jednym z forów internetowych próbował zorientować się co oznacza tajemniczy skrót R.Z.Ż. Uzyskał jedynie informację, że zdjęcie zostało wykonane w Toruniu na tle budynku arsenału. Można by w takim wypadku przypuszczać, że zdjęcie przedstawia pracowników jakiejś instytucji związanej ze zbrojeniem. Nic bardziej mylnego. W rzeczywistości zdjęcie przedstawia pracowników Rejonowego Zakładu Żywnościowego w Toruniu. Była to jednostka intendentury podległa Dowództwu Okręgu Korpusu nr VIII w Toruniu, która zajmowała się zakupem bieżącej aprowizacji oraz gromadzeniem zapasów na wypadek ewentualnej mobilizacji. W zakresie jej zainteresowania było nie tylko wyżywienie dla żołnierzy, ale także pasza dla zwierząt będących na inwentarzu wojska (w tym w szczególności koni) oraz materiały opałowa i napędowe. Poza magazynami zakład posiadał także własną piekarnię. Przy tak szerokim zakresie obowiązków, liczba osób widocznych na zdjęciu nie wydaje się przesadzona.
Oczywiście rozszyfrowanie skrótu wydaje się przyjemne, ale pozostaje jeszcze odpowiedzieć sobie na pytanie, kiedy zdjęcie zostało wykonane. Rejonowy Zakład Żywnościowy w Toruniu powstał w wyniku reorganizacji struktur intendentury pod koniec 1924 roku. Zlikwidowany zostały zaś w pierwszej połowie lat trzydziestych, kiedy zastąpiła go Składnica Materiału Intendenckiego nr 8 w Toruniu. Ta raty wyznaczają potencjalny czas wykonania zdjęcia. Inną okolicznością pomagającą zawęzić poszukiwania jest fakt, że na piersi wszystkich osób ubranych w stroje cywilne, widoczny jest medal dziesięciolecia odzyskanej niepodległości z charakterystycznym profilem marszałka Józefa Piłsudskiego. Pracownicy Rejonowy Zakładów Żywnościowych w Toruniu otrzymali ten medal na podstawie rozporządzenia Ministra Spraw Wojskowych z dnia 3 listopada 1928 roku nr 1775/Og. Pers. Stroje widoczne na zdjęciu potwierdzają, że mogło ono być wykonane w listopadzie. Dlatego należy przyjąć, że najprawdopodobniej było to zdjęcie wykonane w listopadzie 1928 roku, w związku z uroczystym wręczeniem medalu pracownikom zakładów.
Pod koniec zeszłego miesiąca na jednej z aukcji w Stanach Zjednoczonych oferowany był ciekawy puchar nagrodowy. Był on udzielony przez króla Rumunii Michała I. Co ciekawe, miał on a tamtym czasie zaledwie 12 lat i w jego imieniu władzę sprawowała Rada Regencyjna. Sam były król zmarł zaledwie dwa i pół roku temu, w grudniu 2017 roku. Puchar był nagrodą dla konia Proctor, którego dosiadał amerykański oficer, kapitan William Badford. Puchar wygrany w Warszawie 1929 roku był co prawda nagrodą dla konia, ale nie sposób abstrahować od jeźdźca. Był on nie tylko oficerem kawalerii, ale także aktywnym jeźdźcem. Ukończył wojskową szkołę średnią, co przypuszczalnie musiało być jakimś odpowiednikiem przedwojennego Korpusu Kadetów, a następnie kontynuował edukację wojskową w Szkole Kawalerii w Saumur we Francji. Jeśli spojrzeć na dostępne w internecie wzmianki o jego sukcesach sportowych, to uczestnictwo w III Międzynarodowych Konkursach Hippicznych w Warszawie stanowiło raczej początek jego kariery sportowej pomimo, że miał już w tym czasie 32 lata. W 1932 roku z przyzwoitym wynikiem brał udział w olimpiadzie w Los Angeles, a cztery lata później w słynnej olimpiadzie w Berlinie.
Sam puchar wykonany jest w stylu Art Deco i pięknie zachowany. Na jednej stronie znajduje się dedykacja w języku francuskim, a na odwrotnej monogram króla Rumunii Michała I. Wbrew pozorom puchar nie został wykonany ani przez jubilera rumuńskiego, ani polskiego. Pochodzi z funkcjonującego do dziś zakładu Asprey & Co. w Londynie. Puchary wysoki jest na niewiele ponad 15 cm. i z pewnością doskonale będzie się prezentował w czyjejś gablocie.
W tym przypadku zagadka tkwi w odpowiedzi na pytanie, co kierowało autorem przeróbki łańcucha sędziowskiego, oferowanego ostatnio na allegro. Z oryginalnego łańcucha, jak przypuszczam z okresu PRL, usunięto nie tylko orła i łańcuszki na których wisiał; ale także małe ogniwa do których te łańcuszki były mocowane. Wreszcie usunięto inicjał wewnątrz centralnego łańcucha. W jego miejsce przylutowano orła państwowego. Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że jest to orzeł koroną. Jeśli jednak spojrzeć na zdjęcie w dużej rozdzielczości, które zostało załączone do aukcji to można zobaczyć, że korona została indywidualnie dorobiona lub przeniesiona z innego obiektu. Poniżej dodano zaczep do mocowania lub hak. Trudno mi to ocenić na podstawie załączonych do aukcji zdjęć. Całość wykonana jest w zasadzie dość profesjonalnie. W każdym razie musiała zająć autorowi tego cuda niemało czasu. Po małych ogniwach od łańcuszków nie ma żadnych śladów. Zostały umiejętnie zatarte. Orzeł dolutowany jest profesjonalnie. Korona sprawia wrażenie jednolitej z całością. Tylko zaczep wisi krzywo. Widać, że ktoś zadał sobie trud. Nadal pozostaje tylko pytanie – po co?
Fotografia Józefa Patelskiego z 50-tej aukcji Antykwariatu Wójtowicz
Dzisiejszy wpis będzie notatką z wielkiego niedoszacowania wartości, jakie mi się ostatnio przytrafiło. Na jubileuszowej 50-tej aukcji Antykwariatu Wójtowicz oferowany był zespół kilkudziesięciu pamiątek związanych z powstaniem styczniowym i Wielką Emigracją. Wśród nich istotną część stanowiły fotografie pamiątkowe powstańców styczniowych. Jedna z nich, wykonana w 1878 roku w zakładzie fotograficznym Walerego Rzewuskiego, przedstawiała Józefa Patelskiego. Był on uczestnikiem powstania listopadowego i powstania styczniowego. Postać godna uwagi i zapamiętania, ale też nie wyróżniająca się w sposób szczególny na tle innych powstańczych biografii. Pozostawił po sobie pamiętniki z okresu Królestwa Polskiego i powstania listopadowego. Może najbardziej zaimponowało mi w jego życiorysie to, że po śmierci swojej żony rozdał cały swój majątek na cele dobroczynne. Dlaczego więc zainteresowało mnie jego zdjęcie? To widać na samej fotografii. Chodzi oczywiście o złoty Krzyż Wojskowy Polski widoczny na jego piersi. Otrzymał go 17 września 1831 roku, wraz z awansem na stopień kapitana. Jestem przekonany, że to właśnie ten element był powodem dla którego u mnie i jak się później okazało, jeszcze przynajmniej kilku innym osobom serce zaczęło bić szybciej. Wedle mojej wiedzy jest to jedyna XIX wieczna fotografia przedstawiająca Krzyż Wojskowy Polski na piersi kawalera tego orderu. Z tego powodu przekonany byłem, że cena wywoławcza na poziomie 120 zł. jest oczywiście zaniżona. W swojej naiwności postanowiłem nawet przystąpić do licytacji. Nie spodziewałem się jednak rozwoju zdarzeń, jaki miał miejsce w dniu aukcji. Oferta poszybowała do ceny końcowej 3.080 zł. (wliczając w to prowizję antykwariatu) tak szybko, że nawet nie zdążyłem kliknąć swojej oferty. Muszę przyznać, że byłem i nadal jestem tym wynikiem zaskoczony. Głównie dlatego, że zdjęcie nie jest unikatowe i znane jest z szeregu zbiorów publicznych.
Portret Józefa Patelskiego ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie
Kiedy już wiedziałem, że tym razem fotografia dla mnie przepadła, postanowiłem zrobić o niej notatkę na stronę, a w konsekwencji szukać dodatkowych informacji o Józefie Patelskim, samym zdjęciu i jego orderze. Jak się później okazało, dopiero na tym etapie pojawiły rzeczywiście ciekawe pytania. Pozycją sąsiednią, w stosunku do opisywanego zdjęcia, była pocztówka przedstawiająca portret Józefa Patelskiego, autorstwa Jana Nepomucena Głowackiego. Oryginał tego obrazu znajduje się obecnie w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie. Nasz bohater jest na nim zdecydowanie młodszy i występuje w mundurze powstańczym. Autor obrazu zmarł w 1847 roku, a więc z całą pewnością portret powstał przed tą datą. Ponieważ od 1834 roku na Józefie Patelskim ciążył wyrok śmierci przez powieszenie, a za nim samym rozesłano list gończy, można przypuszczać, że nie był to czas w którym chciał się afiszować ze swoją podobizną. Dlatego dość prawdopodobnie można założyć, że portret powstał na przestrzeni lat 1831-1834. Widać na nim krzyż złoty, ale na wstążce upiętej w trójkąt. Czyli w sposób charakterystyczny dla odznaczeń rosyjskich i austriackich. Nic w tym zaskakującego, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Józef Patelski przed wyrokiem śmierci zbiegł do Galicji i tam też żył i pracował autor jego portretu. Oznacza to jednak, że Józef Patelski miał inny krzyż lub co najmniej krzyż na innej wstążce niż w 1878 roku, kiedy wykonano jego zdjęcie. Oczywiście istnieje też inna, nie mniej prawdopodobna hipoteza, że Jan Nepomucen Głowacki nie miał przed sobą modela z orderem na piersi. Za tym przemawia brak dewizy orderu Virtuti Militari, przy dość szczegółowym wypracowaniu wizerunku orła na omawianym obrazie. Pominięcie dewizy wydaje się wręcz nieprawdopodobne. Uwagę zwracają także dość nienaturalne proporcje krzyża, przy wiernym oddaniu szczegółów munduru. Zdjęcie obrazu na stronie muzeum jest w wysokiej rozdzielczości, ale nie pozwala stwierdzić czy na przykład order nie został do niego domalowany później. Oczywiście należy pamiętać, że brak orderu w momencie portretowania nie musi oznaczać, że Józef Patelski rzeczywiście nie dysponował własnym egzemplarzem krzyża. Każe się jedynie zastanowić, czy to faktycznie jego egzemplarz został na tym portrecie uwieczniony.
Złoty Krzyż Wojskowy Polski Józefa Patelskiego ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie
W tym miejscu przechodzimy do być może głównego bohatera tego wpisu, czyli samego krzyża orderu po Józefie Patelskim. Decydując się na ofiarowanie swojego majątku na cele dobroczynne, jednocześnie ofiarował on swój złoty Krzyż Wojskowy Polski do obecnego Muzeum Narodowego w Krakowie. Według archiwalnej strony ze zdigitalizowanymi zbiorami muzeum, krzyż trafił do kolekcji muzealnej w 1886 roku. Co ciekawe, w obecnej wersji zbiorów cyfrowych muzeum na razie nie ma jego zdjęcia, ani nawet wpisu. Jest to typowy krzyż w wykonaniu przypisywanym do pracowni Pawła Siennickiego. Krzyż zachowany jest w relatywnie dobrym stanie i pokazuje, że nawet krzyże znajdujące się od końca XIX wieku pod pieczą kuratorów muzealnych mogą mieć wyraźne uszkodzenia laki na ramionach i emalii na wieńcu i orle. Niestety niedostępne jest zdjęcie rewersu, które być może pozwoliło by ocenić czy krzyż był intensywnie noszony. W każdym razie uszkodzenia tego egzemplarza wskazują, że charakterystyczne dla krzyży Pawła Siennickiego uszkodzenia, musiały być w dużej mierze związane ze sposobem i jakością ich wykonania i powstawały już na etapie ich użytkowania przez odznaczonych. To ważna informacja dla tych, którzy prześcigają się w pozyskaniu jak najlepiej zachowanego egzemplarza. Być może takie krzyże były noszone przez swoich kawalerów jedynie sporadycznie. Druga kwestia, która zwraca uwagę w tym konkretnym egzemplarzu, to wstążka. Jej górne zakończenie wyraźnie różni się od tego, które widoczne jest na opisywanym zdjęciu z końca XIX wieku. Może to oznaczać zmianę kompozycji wstążki lub nawet zmianę całej wstążki, już po ofiarowaniu krzyża do muzeum. Żeby jednak powiedzieć coś więcej na ten temat, należało by wykonać skan omawianej fotografii w wysokiej rozdzielczości i osobiście zbadać wstążkę. W chwili obecnej oba te zadania pozostają poza zasięgiem moich możliwości. Dlatego notuję swoją wątpliwość w tym miejscu. Ewentualnie zachęcam kogoś kto mieszka w Krakowie, żeby podjął się tego zadania.
Znów po dłuższej przerwie wracam do odgrzewanych tematów. Początkowo ten wpis zaczynał się od słów “na ostatniej aukcji internetowej Kuenkera”. W tej chwili są one już chyba nieaktualne. W każdym razie przedmiotem wpisu jest oferowany jednej z jesiennych aukcji Kuenkera ciekawy zestaw kilkunastu komunikantek z Gdańskich kościołów protestanckich z XVIII wieku.
Wedle słownika języka polskiego Samuela Lindego kominikant(ka) to “ten, ta co przystępuje do komunii”. Jednak w numizmatyce pojęcie to oznacza żeton upoważniający do przyjęcia komunii świętej. Stąd inna jego nazwa “żeton komunijny“. Kiedy pierwszy raz o nich usłyszałem byłem trochę zaskoczony. Po co wykazywać się upoważnieniem do przyjęcia komunii w wyznaniu, w którym obowiązuje spowiedź powszechna? Otóż chodziło o ograniczenie dostępu do komunii osobom które były do tego duchowo nieprzygotowane. Żeton można było bowiem otrzymać po rozmowie z pastorem. Na ile w realiach XVIII wieku przypominała ona klasyczną spowiedź uszną, tego nie wiem.
Oferowany zestaw przedstawiał dość bogatą liczbę typów i gdyby komuś udało się go kupić w całości, mógł stanowić początek bardzo ładnego zbioru. Zresztą komunikantki kościołów protestanckich, charakterystyczne dla kultury niemieckiej, stanowią w tym kraju odrębny temat kolekcjonerski w numizmatyce. Wśród polskich opracowań temat ten został doceniony w katalogu “Medale polskie i z Polską związane z okresu pierwszej Rzeczpospolitej” wydanym przez Zamek Królewski w Warszawie. Znajduje się tam omówienie typów komunikantek gdańskich.
Za dużo było ostatnio recenzji, a za mało konkretów. Dlatego postanowiłem się nieco podciągnąć z wpisami prezentującymi ciekawe pamiątki. Jednym z takich obiektów była oferowana ostatnio pieczęć Komisji Likwidacyjnej Pretensji do Skarbu Jego Królewskiej Mości. Patrząc na nią nie trudno się domyślić, że chodziło o króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Wskazuje na to jednoznacznie umieszczona w centralnej części kompozycja, na którą składają się herby Korony, Litwy oraz herb Ciołek, czyli właśnie herb Stanisława Augusta Poniatowskiego. Jak powszechnie wiadomo, nie był on najoszczędniejszym królem i nie raz borykał się z problemami zadłużenia. Przed objęciem korony zdarzyło mu się nawet trafić za długi do paryskiego więzienia, skąd wykupiła go madame de Geoffrin. W trakcie panowania problem szczupłych finansów pojawia się regularnie w jego korespondencji. Ostatecznie po abdykacji króla jego wierzyciele nabrali wątpliwości czy uda im się zaspokoić własne roszczenia. Szczęśliwie na mocy konwencji z 15 stycznia 1797 roku odpowiedzialność za długi króla i Rzeczpospolitej przyjęły na siebie w odpowiednich proporcjach Prusy, Rosja i Austria. Oczywiście państwa te nie były skłonne płacić za wszystkie długi, a jedynie za te powstałe przed data rozbioru, czyli 24 października 1795 roku.
Przyjęcie na siebie odpowiedzialności za prywatne długi króla wynikało z faktu, że był on uosobieniem państwa i większość jego prywatnych wydatków bezpośrednio lub pośrednio służyła celom publicznym. Oczywiście wśród wierzycieli znajdowały się osoby, które ze sprawami publicznymi nie miały wiele do czynienia. Była wśród nich między innymi królewska kochanka. Łącznie wobec Stanisława Augusta Poniatowskiego zgłoszono roszczenia na kwotę ponad pół miliona dukatów. Z drugiej strony do komisji zgłosił się także król ze swoimi pretensjami do zwrotu pieniędzy przeznaczonych na cele publiczne. Oczekiwał zapłaty na poziomie blisko ćwierć miliona złotych. Ostatecznie Komisja nie przyznała mu ani złotówki. Osoby zainteresowane szczegółami działalności Komisji odsyłam do artykułu dr Józefa Siemieńskiego i dr Józefa Stojanowskiego pod tytułem Aktualność długów Stanisława Augusta, opublikowanego w “Przeglądzie Historycznym” nr 24 z 1924 roku.
Oficjalna nazwa komisji brzmiała: Komisja wspólna najjaśniejszych trzech dworów do uregulowania długów Najjaśniejszego Króla Imci Stanisława Augusta i bywszej Rzeczypospolitej Polskiej. Łatwo zauważyć istotną różnicę w nazwie. Może ona wynikać z trudności zapisania tak długiej formuły na stosunkowo niewielkim tłoku pieczętnym. Z drugiej strony w takich przypadkach zawsze trzeba być ostrożnym, ponieważ z przedstawionej fotografii nie da się potwierdzić autentyczności pieczęci, a nazwy Komisji w brzmieniu przywołanym na pieczęci nie znalazłem w literaturze. Komisja rozpoczęła badać roszczenia w połowie października 1798 roku, a prace zakończyła stosunkowo szybko, ponieważ już w połowie kwietnia następnego roku. Jak pieczęć trafiła do Francji? Tego nie wiem. W każdym razie oferowana była w większym zestawie tłoków pieczętnych i sprzedana razem z nimi za kilkanaście tysięcy złotych.
Kilkanaście lat temu, podczas wizyty w Muzeum Wojska Polskiego przypadkiem usłyszałem rozmowę dotyczącą aukcji sztandaru jednostki z okresu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, który oferowany był na aukcji w allegro.pl. Stanowisko Muzeum było takie, że sztandary (wojskowe) z zasady stanowią własność skarbu państwa. To dość oczywiste, że w czasie kiedy są wykonywane, to z pewnością na zamówienie jakiejś jednostki wojskowej. Powstaje pytanie co dzieje się z nimi później. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że sztandar nie jest czymś co się sprzedaje. Raz ze względów prestiżowych, dwa ze względu na tradycje, a trzy ze względu na dość naturalną tendencję do zachowywania takich pamiątek. Tak więc, skoro pojawił się na aukcji jakiś sztandar to MWP założyło, że musiał on być skradziony. W konsekwencji najprostszą drogą do odzyskania sztandaru było zawiadomienie policji. Przyznam, że zapamiętałem tą historię ponieważ byłem lekko zbulwersowany ostrym działaniem Muzeum. Niezależnie od tego, że jestem naturalnym przeciwnikiem wszelkiej kradzieży, to działanie wydało mi się zbyt mocne. Można się zastanawiać, czy moja ocena w tamtym czasie była prawidłowa, czy też rzeczywiście Muzeum powinno działać stanowczo. Jak by nie było, takie właśnie było stanowisko MWP. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem ostatnio na allegro.pl grotu sztandaru prokuratora generalnego PRL w cenie 299,99 zł. Na grot nie było najwyraźniej chętnego, ponieważ oferta była kilkukrotnie ponawiana. Przyznam, że w kontekście zapamiętanej przeze mnie historii pomyślałem sobie jak marny może być los oferenta. Strach się bać.
Dom aukcyjny Czerny’s kilkukrotnie zwracał moją uwagę różnymi pamiątkami historycznymi które były by niezwykle cenne, a może nawet sensacyjnie ciekawe, gdyby nie ich oryginalność nie budziła poważnych wątpliwości. Tym razem, na aukcji która miała miejsce w dniu 14 września 2019 roku, pod pozycją 1000 zaoferował “ważną prochownicę” z herbem rodziny Radziwiłłów. Wedle domu aukcyjnego obiekt miał być wykonany w Polsce w pierwszej ćwierci XVIII wieku. Na jednej jego stronie widać według autora opisu herb rodziny Radziwiłłów nad orderem Virtuti Militari. Kłopot w tym, że order ten został ustanowiony dopiero w 1792 roku. Poza tym swoim wyglądem nie przypominał w żadnej mierze tego co widzimy na oferowanej prochownicy. Czy w takim razie mógł to być jakiś inny order z czasów przedrozbiorowych? Z pewnością nie, ponieważ w tamtym czasie orzeł na orderze Orła Białego miał znacznie większe rozmiary i zachodził na ramiona krzyża. Natomiast order św. Stanisława na środkowym medalionie posiadał wizerunek swojego patrona. Tak więc wyobrażenie orderu pod herbem jest nie tylko całkowicie fantastyczne, ale także wykonane przez kogoś kto nie posiadał podstawowej wiedzy polskiej symbolice. Można jeszcze dodać, że nie posiadał wyczucia artystycznego lub celowo sprymityzował wykonywaną prochownicę, żeby wyglądała na starszą. W konsekwencji orzeł w herbie Radziwiłłów przypomina kurczaka, niż szlachetnego ptaka.
Żarty żartami, ale wykonanie prochownicy w takim oderwaniu od wiedzy o epoce może świadczyć o tym, że to fałszerstwo zostało wykonane poza granicami Polski. W mojej ocenie zagraniczni sprzedawcy, a w konsekwencji pewnie także fałszerze, wyczuli koniukturę na polskie pamiątki i teraz widzimy smutne tego efekty. Dlatego trzeba być czujnym kupując pamiątki na zagranicznych aukcjach. Bowiem nawet tam można spotkać falsyfikaty.
Kilka lat temu nudząc się na lotnisku w Beauvais sięgnąłem po jeden z magazynów stojących na wystawie kiosku. Przewertowałem go i z zaskoczenia w pierwszym momencie nie uwierzyłem w to co zobaczyłem. W środku znajdowało się XIX wieczne zdjęcie Szwoleżera Gwardii i innych oficerów epoki napoleońskiej. Zdziwienie wynikało z oczywistego faktu, że w tamtym czasie nie było aparatów fotograficznych. Z drugiej strony mundury intuicyjnie nie wyglądały mi na kostiumy. Były zbyt dobrze dopracowane w szczegółach. Dopiero po chwili zaważyłem na piersiach kilku sportretowanych medal św. Heleny. Odznaczenie wręczane w weteranom wojen napoleońskich w latach 1791-1815. Z tym, że ustanowione dopiero w 1857 roku. To już porządkowało sytuację. W tamtym czasie aparaty fotograficzne już były. Pełnego rozwiązania zagadki nie przyniósł nawet artykuł, który inspirowany był tymi zdjęciami. Najprawdopodobniej były one wykonane w dniu 5 maja 1858 roku, a więc w rocznicę śmierci Napoleona Bonaparte. Rocznice śmierci Cesarza były dniem kiedy weterani zwyczajowo spotykali się, żeby uczcić jego pamięć. Najwyraźniej jedno z tych spotkań uwiecznione zostało przez anonimowego fotografa. Jeśli się nad tym zastanowić, to wydaj się aż dziwne dlaczego nikt inny nie wpadł na taki pomysł. Epoka napoleońska i pamięć o niej miały w XIX wiecznej Francji spor znaczenie. Mundury tamtego czasu były bardzo ciekawe i ze względu na liczebność armii bardzo różnorodne. Z drugiej strony pod koniec lat 50-tych XIX wieku weteranów wojen napoleońskich musiało być z roku na rok coraz mniej. Być może w tamtym czasie mundury i inne pamiątki militarne epoki I Cesarstwa były na tyle popularne, że nikt nie widział potrzeby ich dokumentowania i chęć uwiecznienia ich za pomocą nowego medium jakim była fotografia nie wydawała się tak naturalna jak dzisiaj. Całość zdjęć stanowi element kolekcji Anny S.K. Brown, które zostały ofiarowane Brown University w Rhode Island.
Z wszystkich zdjęć najbardziej zelektryzowało mnie oczywiście zdjęcie Szwoleżera Gwardii Napoleona. Niestety z opisu wynikało, że widać na nim oficera 2 Pułku Szwoleżerów Gwardii (czyli tzw. czerwonych szwoleżerów) o nazwisku Verlinde, a nie 1 Pułku Szwoleżerów Gwardii (czyli tzw. szwoleżerów polskich). Nie umniejsza to jednak wartości historycznej prezentowanego niżej materiału. Widać na nim nie tylko mundury, ale także elementy uzbrojenia i wyposażenia. Atutem zdjęć studyjnych jest właśnie doskonała widoczność detali. Poza tym jest to jedna z niewielu okazji żeby zobaczyć mundury kompletne, a nie tylko poszczególne ich elementy. Oczywiście można by sobie życzyć aby zdjęcia zostały udostępnione w lepszej rozdzielczości, ale za to już pewnie trzeba by zapłacić. Dlatego póki co pozwoliłem sobie zaprezentować skany widoczne poniżej.
Damian Marciniak lansuje hasło “w numizmatyce widzisz tyle ile wiesz“. W mojej ocenie jest to hasło uniwersalne i dotyczy nie tylko numizmatyki, ale także innych nauk pomocniczych historii i obszarów zainteresowań hobbystycznych. Na dowód powyższego przedstawiam obok zdjęcie oferowane ostatnio na allegro z opisem informującym, że jest to zdjęcie zbiorowe urzędników. Jedyna bliższa informacja wskazywała na to, że zostało wykonane przez zakład FOTO ELITE GDYNIA. Nic więcej. Reszta dostępna jest wyłącznie dla tych, którzy wiedzą więcej. Osoby zainteresowane historią wymiaru sprawiedliwości zwrócą uwagę na charakterystyczny układ sali z widocznymi na pierwszym planie ławami dla publiczności. Po prawej i lewej stronie widać fragmenty bariery oddzielającej stół składu orzekającego od reszty sali. Bardziej wnikliwi obserwatorzy, nakierowani siedzibą zakładu fotograficznego być może zorientują się, że jest to najbardziej reprezentacyjna sala Sądu Okręgowego w Gdyni. Była ona na tyle duża, że obecnie (już w Sądzie Rejonowym w Gdyni) została podzielona na dwie sale nr 3 i 3a, zlokalizowane dokładnie na wprost wejścia do sądu.
Zdjęcie jest w mojej ocenie bardzo ciekawe, ponieważ projekt budynku powstał dopiero 1934 roku. Jego autorami byli Tadeusz Sieczkowski, Zbigniew Karpiński i Roman Sołtyński. Budynek oddano do użytku stosunkowo szybko, bo już w maju 1936 roku. Tak więc do wybuchu wojny sąd działał niecałe trzy i pół roku. Powstaje jednak pytanie czy zdjęcie zostało wykonane przed wojną, czy po wojnie? W końcu zakład FOTO ELITE działa w Gdyni w tym samym miejscu do dnia dzisiejszego. W mojej ocenie nie ulega wątpliwości, że zdjęcie jest przedwojenne. Po pierwsze dlatego, że widoczny w tle orzeł posiada na głowie koronę. Po drugie dlatego, że stroje widocznych na zdjęciu sędziów są charakterystyczne dla końca lat trzydziestych. Podobnie jeden z sędziów posiada miniatury odznaczeń charakterystyczne dla lat trzydziestych.
Innym sposobem potwierdzenia atrybucji zdjęcia było zidentyfikowanie osób obecnych na zdjęciu. W tym celu sięgnąłem do wydawanego co roku Kalendarza – informatora sądowego. Zwróciłem uwagę na roczniki od 1936 do 1939 roku. W 1936 roku prezesem sądu był Józef Parczewski, a wiceprezesami Antoni Karczewski i Leon Kryczyński. W 1937 roku prezesem sądu w miejsce sędziego Parczewskiego został Jarosław Czarliński. Dopiero w 1939 roku sędziego Karczewskiego zastąpił na stanowisku wiceprezesa sądu dr Juliusz Pobłocki.
Na zdjęciu udało mi się zidentyfikować Leona Kryczyńskiego, który był nie tylko sędzią ale także historykiem i ważnym przedstawicielem społeczności tatarskiej w Polsce. Niedawno prezydent RP odznaczył go pośmiertnie orderem Orła Białego. Przypuszczalnie tylko ze względu na to, że był tak wybitną postacią udało mi się znaleźć w internecie jego zdjęcie. Wedle informatora sądowego na 1935 rok, w tym czasie sędzie Kryczyński nie pracował jeszcze w Sądzie Okręgowym w Gdyni. Potwierdza to, że zdjęcie wykonano w latach 1936-1939.
Inną osobą, którą udało mi się zidentyfikować na zdjęciu jest Franciszek Sokół, komisarz rządu w Gdyni. Jego obecność naprowadziła mnie na trop dotyczący okazji przy której wykonane było zdjęcie. Mogło to być oddanie do użytku nowego gmachu sądu w maju 1936 roku lub objęcie obowiązków przez nowego prezesa Sądu Okręgowego w Gdyni przez Jarosława Czarlińskiego w październiku 1937 roku. W tym kontekście trzeba zwrócić uwagę na intensywne słońce padające na podłogę sali sądowej. Jeśli przyjąć hipotezę, że wybór jest wyłącznie między tymi dwoma wydarzeniami, to padające słońce wydaje się być ewidentnie majowe. Oznaczało by to, że prezentowane zdjęcie zostało wykonane w maju 1936 roku, podczas uroczystości oddania do użytkowania budynku Sądu Okręgowego w Gdyni. Zdjęcie jest o tyle ciekawe, że dotychczas nie widziałem żadnego przedwojennego zdjęcia z wnętrza tego sądu. Satysfakcję daje także ustalenie prawdopodobnych okoliczności jego wykonania, pomimo całkowitego braku informacji w opisie aukcji.
Pod koniec 2017 roku odbyła się we Wiedniu aukcja militariów zawierająca szereg polskich pamiątek. W tym dwa większe zestawy tłoków i odcisków pieczęci. Wbrew nazwie aukcji były wśród nich nie tylko pieczęci wojskowe, ale także trzy związane z cywilnym wymiarem sprawiedliwości. Pierwsza z nich i jednocześnie najłatwiejsza do datowania jest pieczęć komornicza z okresu międzywojennego. Najprawdopodobniej powstała na przełomie 1928 i 1929 roku, a następnie była używana aż do wybuchu II Wojny Światowej. Druga to pieczęć C. i K. Sądu Powiatowego w Ulanowie. Można ją w miarę łatwo datować na drugą połowę XIX wieku lub początek XX. Datowanie zawężone do kilkudziesięciu lat nie jest szczególnie precyzyjne dla obiektów tak (relatywnie) młodych. Niestety w moim przekonaniu dalsze ograniczanie przedziału czasowego w którym mogła powstać pieczęć byłoby możliwe tylko w oparciu o styl lub sposób wykonania samej pieczęci. Na tym się niestety nie znam. Nie mam też odpowiedniej literatury ani materiałów porównawczych. W konsekwencji ten wpis poświęcony będzie wyłącznie trzeciemu tłokowi pieczętnemu, którego zdjęcie widać po lewej stronie. Ustalenie daty jego powstania i wykorzystania było dla mnie miłą zagadką historyczną, którą chciał bym się podzielić.
Zacznijmy od treści pieczęci. W tym celu wykonałem jej wirtualny odcisk, widoczny po lewej stronie. Pieczęć używana była w Wydziale Spornym Sądu Pokoju Okręgu Lubelskiego. Oznacza to, że wykonano ją przed 1876 rokiem, kiedy na terenach byłego Królestwa Polskiego weszła w życie reforma sądowa Aleksandra II. Razem z nią wprowadzono w Guberni Lubelskiej organizację sądów pokoju analogiczną do tej jaka funkcjonowała w Rosji. Wykonanie pieczęci po tej dacie wyklucza nie tylko zmiana organizacji sądownictwa, ale także wyeliminowanie z pieczęci języka polskiego. Wszystkich zainteresowanych bliżej tym tematem odsyłam do doskonałej książki prof. Artura Korobowicza pod tytułem “Sądownictwo Królestwa Polskiego 1876-1915“. Dla zachęty dodam, że znaleźć tam można nie tylko informacje o organizacji wymiaru sprawiedliwości, ale także inne ciekawostki, ja ta dotycząca pieczęci Sądu Okręgowego w Lublinie, które na początku 1914 roku zostały na polecenie rosyjskiego Sztabu Generalnego wywiezione do Rosji.
Skoro wiemy już kiedy najpóźniej mogła powstać omawiana pieczęć, spróbujmy odpowiedzieć na pytanie kiedy mogła powstać najwcześniej. Najdalszą perspektywę wyznacza oczywiście rok 1810, kiedy na wzór rozwiązań duńskich wprowadzono w Księstwie Warszawskim sądy pokoju. Jest to data oczywiście zbyt daleka na co wskazuje nie tylko szczególna nazwa sądu, ale przede wszystkim herb umieszczony na pieczęci. Ten ostatni może pochodzić najwcześniej z 1842 roku. Wtedy herbem Królestwa Polskiego został dwugłowy czarny orzeł z Orłem Białym na tarczy sercowej. W tym samym roku wprowadzono nową jednostkę administracyjną, jaką był okręg sądowy. Wikipedia podaje informację bez źródła, że godło to miało być zmienione w 1858 roku. Jednak banknoty 1 rublowe Królestwa Polskiego z 1864 i 1866 roku nadal posiadały taki sam herb jak banknoty emitowane w latach 1847-1858. Tak więc jeśli nawet informacja z Wikipedii jest prawdziwa, to rzekomej zmianie mogły się oprzeć nie tylko banknoty, ale także pieczęci sądowe.
Ponieważ przedział czasowy zamknięty w datach 1842-1876 jest nadal dość szeroki, raz jeszcze należy wrócić do napisu umieszczonego na pieczęci i jednocześnie sięgnąć do Organizacji sądownictwa nadanej postanowieniem Rady Administracyjnej Królestwa Polskiego z dnia 24 stycznia (5 lutego) 1867 roku (Dziennika Praw Królestwa Polskiego, tom. 66, s. 388-395). W związku ze zmianami administracyjnymi w Królestwie doszło na podstawie tego postanowienia także do przemianowania sądów. W konsekwencji Sąd Pokoju Okręgu Lubelskiego został przemianowany na Sąd Pokoju w Lublinie. Jednocześnie możliwy czas powstania pieczęci został ograniczony do 25 lat pomiędzy 1842 i 1867 rokiem. Niestety na chwilę obecną nie mam pomysłu jak jeszcze zawęzić ten okres. Można jedynie snuć przypuszczenia, że w związku z długą żywotnością tego typu pieczęci, powstała ona właśnie w pierwszym roku zakreślonym moim małym dochodzeniem. Z drugiej strony 25 lat to czas wystarczający aby zamienić wysłużoną pieczęć nowym egzemplarzem. Nie można wykluczyć, że miało to miejsce także w tym przypadku.
Do Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie wybraliśmy się przy okazji majówki. Jednak dopiero teraz miałem chwilę, żeby tą wizytę podsumować. Ekspozycja podzielona jest na trzy budynki i trzy tematy. W głównym gmachu dworku, należącego kiedyś do rodziny Wybickich, znajduje się ekspozycja poświęcona głównie Mazurkowi Dąbrowskiego. Chciało by się powiedzieć, że ta część ekspozycji jest dość skromna, ale chyba bardziej właściwe będzie stwierdzenie, że po prostu nie jest przeładowana. W muzeum znajdziemy część poświęconą historii legionów Dąbrowskiego, drogi życiowej Józefa Wybickiego i kopię rękopisu naszego hymnu. Uwagę poświęcono także samej treści hymnu i jego melodii, wraz z dostępnymi w wersji audio pieśniami innych narodów, powstałymi na tą samą melodię. Całość przepleciona jest ekspozycją pamiątek historycznych, związanych z rodziną Wybickich i historią walki o niepodległość Polski. Całość jest w miarę spójna. Jedyne co mnie zaskoczyło, to nieudana próba odtworzenia zestawu wyróżnień przyznanych Józefowi Wybickiemu. W gablocie złożony został Order Orła Białego w wersji jaka wykonywana jest współcześnie wraz z informacją o odznaczeniu autora pieśni legionów w 1807 roku. Do tego w gablocie wystawiono medal św. Heleny na błędnej wstążce i inne odznaczenia jakie miał otrzymać słynny Polak. Ten pomysł uważam za mocno nietrafiony.
Dwa kolejne pomieszczenia to elementy dawnych zabudowań gospodarczych. W jednym z nich zaprezentowano historię dworku ze szczególnym naciskiem na najlepiej udokumentowany okres XX wieku. W okresie międzywojennym należał on do jednej z niemieckich rodzin, które sympatyzowały z ideami narodowego socjalizmu. Osobliwie było patrzeć na zdjęcia budynku będącego dziś muzeum hymnu polskiego, obwieszonego flagami ze swastyką. Po wojnie w dworku mieściła się Szkoła Ludowa im. Józefa Wybickiego. Na kolejnych zdjęciach widać było jak budynek coraz bardziej popadał w ruinę. To także był znak swoich czasów.
Trzeci budyneczek i ekspozycja, poświęcone były polskim pamiątkom narodowym ze szczególnym nakierowaniem na historię polskiego godła i orła, jako symbolu państwowości polskiej. Tą ekspozycję także uważam za ciekawą, ze względu na swoją różnorodność. Dominowały pamiątki narodowe, orły czapkowe, sztandary itp. Pomimo pewnej przypadkowości zbioru miałem wrażenie, że ktoś nad tym panuje. Poszczególne gabloty poświęcone były różnym tematom. Swoją gablotę mieli na przykład strażacy, czy strażnicy graniczni. Oczywiście moją sympatię zdobyła gablota poświęcona wymiarowi sprawiedliwości, w której znalazły się ciekawe i reprezentatywne przykłady oznak urzędów. Można powiedzieć, że do pewnego stopnia zaimponowali mi autorzy tych gablot, którzy nie popełnili żadnego z powszechnych przy opisie tego typu pamiątek błędów. Jedynym zgrzytem była fantazyjna odznaka, wymyślona na szkodę kolekcjonerów, której zdjęcie widać obok. Jedynak i w tym wypadku prawidłowo opisano ją jako wyrób pochodzący z lat osiemdziesiątych. Nie wiem kto robił opisy tych przedmiotów, ale wykazał się naprawdę sporą rzetelnością. W grupie przedmiotów zgromadzonych na tej ostatniej ekspozycji moją szczególna uwagę przykuł puchar pamiątkowy z motywami i monetami z powstania listopadowego. Był to doprawdy wyróżniający się egzemplarz. Szkoda, że mogłem go oglądać tylko przez szybę.